||

Rzeczy, które rujnowały mój budżet, a miały pomóc mi oszczędzać

W piątek (5.04.2024 r.) opublikowałam na Instagramie post, w którym napisałam, że jest kilka rzeczy, które rujnowały mój budżet, chociaż miały pomóc mi oszczędzać. Były to:

  • zakupy w second handach,
  • zakupy zgodnie z gazetkami z marketów,
  • zakup używanych książek,
  • zakupy ze względu na pomarańczową metkę z przeceną,
  • zakupy „bo tanio, a się przyda”.

Jest to ciekawy temat, wywołał emocje, chociaż w opisie sprecyzowałam, o co dokładnie mi chodzi, to chętnie rozwinę myśl tutaj, na blogu.

Zapraszam do lektury i do dzielenia się spostrzeżeniami :).

 

Jesteśmy różni, mamy inne zasoby czasu, pieniędzy, chęci, determinacji. Piszę ten wpis z perspektywy osoby, która była swego czasu bardzo rozrzutna, później oszczędna aż do bólu, a teraz, w końcu, umiarkowanie oszczędna, ale w najlepszej sytuacji finansowej kiedykolwiek w życiu. Mamy w ramach gospodarstwa domowego kilka źródeł dochodu, oszczędzamy, inwestujemy, spełniamy się i nasze marzenia. Ale nie przyszło nam to łatwo i kosztowało mnie to też kilka bolesnych lekcji, które musiałam ponieść, żeby się przekonać, że nie w gazetkach promocyjnych i zatowarowanej kuchni tkwi siła zadbanych finansów osobistych.

To mówisz, że oszczędzasz...

Przecież oszczędzanie gazetkami z marketów stoi! I przecież da się robić zapasy w oparciu o gazetki, mrozić, przechowywać, korzystać, skoro są promocje! A i nie przepłacać w sklepach, skoro w lumpeksach są bardzo dobre ubrania za grosze!1!

I generalnie tak, ale…

🤨 Miałam za dużo ubrań kupionych w SH, w których nigdy nie chodziłam.

🤨 Kupowałam przecenione produkty, bo szkoda nie wziąć, a później z nich nie korzystałam. Nie ustawiłam nigdy bibelota na półce, tylko przekładałam z miejsca na miejsce.

🤨 Spędzałam kupę czasu próbując skomponować posiłki w oparciu o przeceny z gazetki… nie byłam zadowolona z tego, co jem.

🤨 Nawet używane książki kupowałam, bo szkoda nie skorzystać z okazji, skoro są tanie. Gorzej z ich czytaniem.

I tak, ja się zgadzam, że każdy z wymienionych wyżej sposobów jest dobry, żeby oszczędzać pieniądze, ale nie o to chodzi.

Te sposoby są dobre, dopóki się na nich nie fiksujemy, czyli np. spędzamy całe wieczory na przeglądaniu gazetek, żeby zaoszczędzić 5 groszy. 

Albo kupujemy coś na siłę, bo akurat jest promocja (powiedz, że miałaś w życiu kilka razy taką sytuację „o, to jest w promocji, to wezmę”, mimo że nie miałaś w planach kupować danej rzeczy?). Albo wkładamy coś do koszyka, bo akurat jest czerwona metka. 50% taniej to wielka pokusa, ale czy kupiłbyś tę rzecz, gdyby nie przecena?

Skąd to się brało? Z obawy, że jak nie kupię teraz, to będę musiała w przyszłości kupić w normalnej cenie.

Fomo

Dotykało mnie FOMO (fear of missing out), czyli strach przed stratą. Strach, ze ta sukienka, książka albo przecena ucieknie. Kusiły mnie niskie ceny, nawet jeśli nie miałam w planach czegoś kupować. 

W efekcie wydawałam pieniądze na rzeczy, których nie potrzebowałam, nie przynosiły mi radości, zapychały szafy i półki i przy okazji powodowały wyrzuty sumienia. 

Myślałam, że takie małe wydatki ustrzegą mnie przed większymi wydatkami w przyszłości. Ale spójrzmy prawdzie w oczy – wydawałam, zamiast oszczędzać.

Fałszywe oszczędności

Strategia oszczędzania polegająca na wyszukiwaniu okazji, łapaniu promocji, kupowaniu czegoś, bo jest na promocji, to jedna z gorszych rzeczy, które można zrobić swoim finansom. Podobnie z przeglądaniem aplikacji do cashbacku, żeby zobaczyć, jaki akurat sklep ma wysoki rabat. Albo spędzanie długich godzin przeglądając booking, żeby na pewno znaleźć najlepszą możliwą ofertę za najniższą możliwą cenę. 

Takie działania przynoszą fałszywe oszczędności – myślimy, że oszczędzamy. Ale to krótkowzroczność. Dlaczego? Bo i tak poniesiemy jakieś koszty. Gdy oszczędzamy kilkanaście złotych na zakupach, tak naprawdę alternatywnie moglibyśmy wykorzystać czas lepiej.

Koszt alternatywny oszczędzania

Na studiach ekonomicznych nauczyłam się wielu ciekawych koncepcji, jedną z nich była koncepcja kosztu alternatywnego.

👩‍🏫 Koszt alternatywny (nazywany też kosztem utraconych korzyści),  wyraża wartość zysku, który utracisz w wyniku niepodjęcia decyzji alternatywnej (o lepszym wykorzystaniu zasobów). Koszty alternatywne są wyrażane za pomocą czasu, towaru lub pieniędzy, które tracimy, gdy się decydujemy na inne opcje.

Wyobraź sobie sytuację, że decydujesz się na pracę w firmie X na pełen etat, w której zarobisz 50 000 zł netto rocznie. Tym samym nie jesteś w stanie podjąć pracy na pełen etat w firmie Y, która oferuje wynagrodzenie na poziomie 60 000 zł netto rocznie. Twój koszt alternatywny to 10 000 zł, które tracisz, gdy decydujesz się na pracę w X.

Koszty alternatywne nie mają wymiaru wyłącznie finansowego. Jeśli masz ograniczone zasoby czasu (a wszyscy mamy właśnie takie) i na przykład wybierasz wyjście na zumbę w piątkowy wieczór, to ponosisz koszt alternatywny w postaci wyjścia do kina, jako najlepszej alternatywy.

Ta koncepcja ma też zastosowanie do oszczędzania.

Jeśli decydujesz się przez godzinę oglądać gazetki marketów, to tracisz godzinę, którą mogłabyś spożytkować na przygotowanie się do rozmowy o podwyżce.

Tracisz godzinę, którą mogłabyś zainwestować w rozwój własnego biznesu lub napisanie CV, żeby aplikować do lepszej pracy.

Co w zamian?

✅️ teraz nie podchodzę emocjonalnie do łapania najlepszych okazji, robię zakupy w wyznaczonym budżecie i nie spędzam długich godzin na szukaniu ofert tańszych o 5 groszy. 

👉 zamiast mnóstwa rzeczy z SH, mimo że tanich, po prostu chodzę w ubraniach, które już mam. Nie kupuję nowych, nawet tanich.

👉 zamiast namiętnego przeglądania gazetek, wpisuję w wyszukiwarkę Blixa (apka na telefon) produkt, który mnie interesuje – zwykle są to pieluchy, bo są stosunkowo drogie i najbardziej zależy mi na łapaniu promocji.

👉 zamiast kupować używane książki za bezcen, nie kupuję chwilowo wcale. Mam jeszcze bony do Empiku z pracy, które wykorzystam w pierwszej kolejności, ale na półce wciąż jest kilka pozycji czekających na swoją kolej. 

👉 Jadłospisy komponujemy pod to, na co mamy ochotę. Oszczędności w kategorii jedzenie szukamy przede wszystkim dzięki bonom od Santandera za polecanie konta dalej w promocji bankowej, oprócz tego robimy zakupy z listą i staramy się nie wyrzucać jedzenia. To wiele i niewiele, ale nie fiksujemy się na szukaniu promocji „kup 10 sztuk, a jedenastą dostaniesz 10 groszy taniej, ale o ile przyjdziesz do nas w każdy dzień tygodnia przez kolejne 3 miesiące”.

Ty też nie możesz oszczędzać w nieskończoność ❌

Nie oszukujmy się, nie da się oszczędzać w nieskończoność. W końcu przychodzi taki moment, w którym koncentrujesz się na szukaniu kolejnych oszczędności (które np.  dają Ci oszczędności rzędu kilku groszy i przy tym zajmują dużo za dużo czasu). Na pewnym etapie masz już tak poukładane swoje finanse, że spędzanie kolejnych godzin czy dni na wyszukiwaniu okazji, będzie przynosiło coraz mniej korzyści. 

To też opisane jest w ekonomii i nazywa się malejącą użytecznością marginalną.

👩‍🏫każda kolejna jednostka dobra daje mniejszą korzyść niż wcześniejsza jednostka tego samego dobra.

Wyobraź sobie, że jesteś na pustyni i bardzo chce ci się pić, oddałabyś wszystkie pieniądze za butelkę wody. Ale jest tylko jeden sprzedawca i on chętnie wykorzysta twoje nieszczęście. Decydujesz się zapłacić 1000 zł za litr, byleby zaspokoić swoje pragnienie. 

Wypijasz tę wodę i już nie konasz z pragnienia, teraz już ta woda nie ma dla Ciebie wartości 1000 zł za litr, bo to ten pierwszy łyk uchronił Cię od śmierci na pustyni. Co prawda dalej chce ci się pić, ale mniej, bo zaspokoiłaś swoje podstawowe pragnienie. Teraz już możesz zapłacić za tę wodę 500 zł za litr. Wypiłeś łącznie 2 litry, już praktycznie wcale nie jesteś spragniona. Drugi litr wody przyniósł Ci mniej korzyści niż pierwszy. Za kolejny litr jesteś gotowy zapłacić złotówkę. Z każdym kolejnym łykiem zaspokajałaś pragnienie i każdy kolejny litr przynosił ci mniejszą korzyść.

Z oszczędzaniem też tak jest – na początku finansowej drogi drobne aktywności (jak na przykład przegląd gazetek) przynoszą ci większe korzyści, niż na późniejszych etapach dbania o własne finanse osobiste. Jeśli dotychczas żyłaś rozrzutnie, to przegląd gazetek i kupowanie na promocjach przyniesie Ci zauważalne oszczędności. Nie da się jednak w nieskończoność zwiększać oszczędności w ten sposób. Musisz wybrać alternatywny sposób, aby te oszczędności pozyskać. Zamiast przez godzinę lub dwie planować strategię na zakupy spożywcze, możesz zaktualizować i wysłać swoje CV, zorientować się w aktualnych ofertach pracy lub zainwestować we własny rozwój, co wykorzystasz do zwiększenia zarobków.

To wszystko to są fajne sposoby na oszczędzanie, ale z rozwagą. Bez poczucia, że coś nam ucieka, gdy nie decydujemy się skorzystać z promocji. Takie fałszywe oszczędności mogą prowadzić do krótkoterminowych korzyści, ale w dłuższej perspektywie mogą okazać się znacznie bardziej kosztowne lub nieefektywne. Ja teraz nie podchodzę emocjonalnie do łapania najlepszych okazji, robię zakupy w wyznaczonym budżecie i nie spędzam długich godzin na szukaniu ofert tańszych o kilka groszy. Bardzo mi to służy 😉. Przy okazji nie mrożę pieniędzy w produktach spożywczych, wiem, że promocje były, są i będą, a mi nic nie ucieka, żadna „okazja” się nie marnuje.

 

Chcesz pogadać na ten temat? Śmiało napisz komentarz :).

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *